Życie.
Czym ono właściwie jest? Czy to gówno w złotym papierku, czy jednak złoto w gównianym opakowaniu?
Byłam dzieckiem pogodnym, wiecznie usmiechniętym, cieszącym się z najmniejszej drobnostki. Mój uśmiech był dla rodziców czymś w rodzaju spełnionego marzenia. Widzieli w nim piękno, podziwiali go niczym obraz. Wzruszał. Dzieciństwo wspominam jako najlepsze lata mojego życia. Beztroska, sielanka, do tego zabawa na podwórku od rana do wieczora. Nowe siniaki i obtarcia byly niczym trofea. Oprócz tego pamiętam te tarzanie się w zaszczanej przez psy piaskownicy, budowanie baz w krzakach, bieganie za piłką razem z innymi dziećmi, z którymi nawiązywało się pierwsze, prawdziwe przyjaźnie. Jedna z nich trwa do dziś. Ale o tym innym razem.
Nigdy nie oczekiwano ode mnie tego bym była najlepszą uczennicą. Rodzicom nie zależało na tym bym przynosiła do domu piątki z kazdego przedmiotu. Zdawali sobie sprawę, że nie można być najlepszym ze wszystkiego dlatego nie stali nade mną z batem i nie krzyczeli gdy nie powiodło mi się na sprawdzianie. Dzięki temu nie odczuwałam presji i nie bylam zniechęcona do nauki. Wręcz przeciwnie. Zdobywanie wiedzy i czytanie wszelkiego rodzaju książek okazały się być moją pasją, co przykladało sie na moje wyniki w nauce - nie byłam najlepsza, ale byłam blisko szczytu, co napawalo dumą moich rodziców.
Pewnej cholernej zimy, gdy miałam 17lat, zmarła moja mama. 26 styczeń. Padał śnieg. 12:20. Do tej pory nienawidzę zimy. Wylew krwi do mózgu. To stało sie tak nagle.. Do tej pory na samą myśl o tym.. Ah cała się trzesę.. Moja przyjaciółka odeszła. Nie mam jej tego za złe. Wiele mnie nauczyła. Dziękuje jej za to, że tak mnie kochała. I kocha nadal. Ciągle słyszę jej głos. Odwiedzam ją tak często jak mogę. Zawsze zostawiam na mogile bladoróżowego tulipana. Tak bardzo nam się one podobały... Po pogrzebie zdalam sobie sprawe, że muszę pomóc tacie. Muszę o niego zadbać. Nie, nie muszę. Chciałam i zrobiłam to najlepiej jak tylko mogłam. Starałam sie przejąć obowiązki mamy. Łatwo nie było.
Gdy tylko skończyłam 18 lat, postanowiłam poszukać weekendowej pracy by odciążyć finansowo mojego tatę. Udało mi się zatrudnić w pobliskiej księgarni. Kokosów nie zarabialam, ale mogłam odłożyć trochę pieniędzy na studia. Wiem, że odkąd rodzice wyczuli moją pasję do nauki, zaczęli gromadzić fundusze na moje wymarzone studia w Londynie. Mimo to pomyślałam, że jestem na tyle zaradna, zdrowa i sprawna, że moglabym podjąć się pracy. Doświadczenie zawsze jest mile widziane, a kupienie sobie nowej bluzki za własne pieniądze daje większą satysfakcję. Branie pieniędzy od taty sprawiało, że miałam poczucie winy.
Udało się. Wyjechałam na studia do Londynu. Boże, co za szczęście! Duma, która napawała ojca - coś bezcennego. Nieudolnie ukrywał wzruszenie. Tato, widziałam tę łzę.
Na studiach szło mi rewelacyjnie - nie będę tego ukrywać ani umniejszać osiągnięć. Po pierwszym roku miałam możliwość wyjechania na jeden semstr do Szwecji by studiować na innej uczelni. Bałam się niesamowicie, jednak ciekawość świata, ludzi, a przede wszystkim nauki zwyciężyła. W pierwszym tygodniu na szweckiej uczelni poznałam niejakiego Jamesa. Był już na ostatnim, piątym roku. Szybko sie zaprzyjaźniliśmy i często zabierał mnie do kina czy na imprezy. Nie ukrywam, że wpadł mi w oko. Niebieskooki przystojny blondyn. Zdecydowanie mój typ. Gdy pierwszy raz usłyszałam jego nazwisko w duchu lekko się zaśmiałam. Teraz juz sie nie śmieje. Nie dam rady. "Hej. Nazywam się James Nightmare, a czy Ślicznotka wyjawi mi swoje imię?"
______
Witam. Trochę zeszło zanim napisałam 1 rozdział. Nie jest taki jaki chciałam żeby był. Na pewno w przyszłości go poprawie.
Przeczytałes/aś? Bardzo mi miło. Jestem ciekawa Twojej opinii - zostaw komentarz.
Pozdrawiam :)